AKSAMITKA – taki roślinny skunksik
Nie do końca lubię rośliny jednoroczne, ale jest kilka wyjątków bez których ogród nie miałby swojego charakteru. Takimi “wyjątkami” z pierwszego miejsca są na pewno aksamitki.
Mogą kwitnąć i cieszyć oko przez całe lato od bardzo wczesnej wiosny aż do bardzo późnej jesieni. Pierwsze aksamitki wysiewam w domu ( jak zwykle w miejscu chłodnym ale widnym czyli najlepszy jest parapet nieszczelnego okna) już na początku marca. Jak tylko pogoda pozwoli wyjeżdżają do ogrodu. Robię to na tyle wcześnie że czasami te pierwsze marzną, ale nic nie szkodzi, bo jak wywożę te pierwsze już wysiewam kolejne, ale tym razem już na balkonie.
Pierwsze to na ogół miniatury, bo wiosenne kwiaty w większości są niewielkie i delikatne więc żeby moje aksamitki pasowały do całości na najwcześniejsze wybieram te najniższe. Równocześnie z pikowaniem drugich rozsad zaczynam wysiewać te które będą latem najpiękniejsze.
Wysiewanych do gruntu już nigdy nie pikuję. Wysokie wypełniają przerwy pomiędzy bylinami, a miniaturami obsiewam krawędzie wszystkich możliwych grządek i rabatek. Kiedyś nie widziałam uroku tych najwyższych.
Traktowałam je jak coś gorszego, a nawet czasami pomijałam je w nasiennych zakupach, ale do czasu….
Wysokie przepięknie prezentują się w dużych skupiskach. A jeszcze lepiej jeśli są posiane na okrągłych wzniesieniach – idealne do tego będą stare, przetrawione kompostowniki.
Swoje na ogół niestety wysiewam w prostokątach, bo tak zajmują trochę mniej miejsca, ale jak tylko udaje mi się wygospodarować taki kawałek gdzie mogę usypać okrągłą górkę to koniecznie jest zarezerwowana dla najwyższych aksamitek. Przy większym ogrodzie można stworzyć taką górkę na stałe.
Można posadzić na niej chociażby piwonie, albo jakieś inne dość wcześnie kwitnące byliny. Przykładowa piwonia przekwita już w czerwcu i wówczas można usunąć pozostałości po kwiatach i nawet część liści ( ale nigdy wszystkie) i pomiędzy piwoniami można wysiać, albo bardzo gęsto napikować już podrośnięte wysokie aksamitki. Dla mnie najpiękniej prezentują się kępy jednokolorowe, ale oczywiście można zrobić mix kolorów, ale trzeba wtedy pamiętać że najwyższe z nich to pomarańczowe, natomiast żółte, cytrynowe i ecru są niższe, wiec wysiewając mix trzeba to uwzględnić. Takie aksamitki wysiane po przekwitnięciu piwonii będą kwitły późno, bo na przełomie sierpnia i września, albo nawet dopiero we wrześniu ale przepięknie rozbarwią gasnące kolory jesiennych ogrodów. W tej chwili mamy już końcówkę września a u mnie wciąż przepięknie kwitną. Część, tych wysiewanych wcześnie, dawno już przekwitła i już z nich porobiłam zapasy nasion na kolejny sezon, bo od dawna już nie kupuję tego typu nasion, bo złość mnie bierze na ich ilość w opakowaniach, a o sile kiełkowania tych z firm nasiennych nawet nie chce mi się gadać. W tym roku z jedynej kupionej paczki aksamitek wzeszły mi 3 rośliny !!!! Ale są tez takie które są w tej chwili w najpiękniejszym momencie kwitnięcia jak i takie które dopiero zaczynają kwitnąć. Na pewno będą też takie które mogą już nie zdążyć pokazać kwiatów, ale gdyby zdarzyło się że przymrozki się spóźnią to ich żywe kolory będą cieszyły jeszcze długo. W tym roku ostatnie aksamitki wysiewałam około 15 -go ….. lipca
.
Aksamitki mają jeszcze jedną zaletę ( choć dla niektórych wadę ) mają niesamowicie intrygujący zapach. Trudno o nim powiedzieć że jest ładny – wręcz przeciwnie. Zapach jest bardzo intensywny i drażniący, ale ja go bardzo lubię.
Są osoby które z uwagi na ten zapach z nich rezygnują, ale większość osób z którymi o nich rozmawiałam mówią to samo co ja – “śmierdziuchy, ale bardzo przyjemne” stąd ja nazywam je takimi roślinnymi skunksami i ciekawe, bo jak mówię że będę wysiewała skunksiki na ogół rozmówcy wiedzą że mówię o aksamitkach.
Roślinka jest tak wdzięczna i łatwa w przyjmowaniu się że można też spokojnie całe lato uprawiać ją na balkonie, ale na balkon raczej najlepsze są miniatury ….. chociaż sama nigdy na balkonie wysokich nie sadziłam i może okazać się że jest z nimi dokładnie tak samo jak w ogrodzie, czyli raz trzeba spróbować żeby się przekonać…. może za rok ..?
Ku przestrodze !!!!
Ten blog miał być o doświadczeniach z roślinami tych dobrych , ale też i o tych złych. Tym razem przyszedł czas na te złe. Osoby wrażliwe proszone są o pominięcie tego wpisu gdyż będzie zawierał bardzo nieprzyjemne zdjęcia. Jak już kiedyś pisałam mój balkon należy do dość trudnych miejsc do uprawy roślin z uwagi na południową wystawę, ale każdego roku walczę żeby jednak był zielony. W tym roku postanowiłam obsadzić go głównie roślinami tropikalnymi, słońcolubnymi i pnącymi. Pojawiły się na nim datury, passiflory, różne słoneczniki ozdobne zarówno te olbrzymie jak i te miniaturowe, arbuzy i dynie ozdobne – jako ciekawe i wielkoliścienne pnącza no i trochę innych drobiazgów jak domowe irysy (które uwielbiam w każdej postaci), pelargonie czy inne ciekawe, niewielkie, kwitnące roślinki. Tak wygladało to jeszcze niedawno
Odkąd zaczęły się upały zaczęła się też walka o utrzymanie zieleni, czyli podlewanie i zraszanie roślin po zmroku, ustawianie wielkich liści dyń ozdobnych tak żeby dawały cień tym delikatniejszym roślinom i stanowiły dla nich ochronę. Wszystko rosło w szaleńczym tempie, część już pięknie kwitła aż wpadłam na “genialny” pomysł dodatkowego zasilenia roślin nowym nawozem dolistnym żeby poprawić ich kondycję – jak mówił opis na etykiecie. Profilaktycznie odczekałam czas upałów, przyszły chłody i wówczas zgodnie z tymże opisem opryskałam rośliny wodą – jak nakazywała instrukcja, a następnie tym nieszczęsnym specyfikiem……. no i stało się
od następnego dnia zaczęło dziać się coś niedobrego – na podłodze balkonu pojawiło się wyjątkowo dużo opadniętych liści, a te na roślinach jakby się przykurczyły.
Na początku pomyślałam, że to pewnie ja mam gorszy dzień i dlatego moje rosliny wydają mi się “smutne”. Ale niestety prawda była inna.
Z dnia na dzień moje rośliny zaczęły gasnąć. Liście zaczęły osypywać się niczym w listopadzie – nawet te jeszcze zielone, a te które jakimś cudem jeszcze utrzymywały się na roślinach zaczęły żółknąć i schnąć wyraźnie pokazując miejsca gdzie spadły kropelki rozpylonej odżywki – co wyraźnie widać na zdjęciach.
Od oprysku minęło około 2 tygodni i rośliny jednoroczne w większości nie są już ozdobą tylko jakimś upiornym straszydłem, natomiast te wieloletnie mają trochę liści od strony zewnętrznej tam gdzie nie dotarł oprysk, bo na szczęście nie robiłam tego dokładnie i gęsto, tylko wszystko zostało spryskane delikatnie, a od strony balkonu są “łyse”.
Te jednoroczne w większości nadają się w tej chwili do wyrzucenia, natomiast z wieloletnimi zaczęła się walka o uratowanie choć kawałka……. jak patrzę w tej chwili na mój balkon serce mi pęka …. Miało być zielono, a jest …. kiszka …
Z ciężkim sercem pokazuję sprawcę tego “pogromu” ale nie życzę nikomu takich widoków jakie ja mam w tej chwili … Tu jest etykieta, na której jest opis działania, instrukcja stosowania jak i wyraźny stempel okresu gwarancji (2014 rok)
a tu czołówka butelki “truciciela”
Nie dotykajcie tego preparatu, a już na pewno nie poczęstujcie nim swoich roślin !!! W tej chwili jedynie pocieszam się tym że w dniu kiedy robiłam oprysk na balkonie nie miałam więcej czasu i nie popryskałam nim roślin w całym mieszkaniu, bo oczywiście taki miałam zamiar … gdybym to zrobiła …. o rany aż nie chcę myśleć co by się stało….. Setki pięknie rozrastających się roślin pokojowych poszłoby w śmieci, a wśród nich mnóstwo prawdziwych perełek ….brrrrr…. lepiej zatrzymać wyobraźnię…… W tej chwili nie pozostaje mi już nic innego jak powyrzucać popalone rośliny, pocieszać się tym że mogło być zdecydowanie gorzej i przestrzec jak najwięcej osób przed sprawcą pogromu u mnie……..
HIBISKUS, KETMIA, RÓŻA CHIŃSKA …..






Inne balkonowe plony

Pelargonie i …. jeszcze coś



Ale w tym roku poza pelargoniami w skrzynkach pojawiła mi się niechcący inna ciekawostka. Wczesną wiosną, również jak co roku, wysiewałam w domu trochę rozsad roślin które potrzebują dłuższego lata niż inne. Między innymi zawsze wysiewam arbuzy, te czerwone. Oczywiście rzadko się udają ale raz na kilka lat, jak jest wyjątkowo ładne lato miewamy całkiem niezły zbiór tego smakołyka. W tym roku niestety nie udały się, ale tylko w ogrodzie… Nasiona tych ciepłolubnych roślin wysiewam pojedynczo w rolkach po papierze toaletowym – polecam jako super patent – nasionka na ogół nie wschodzą w 100%, więc ziemię z tych rolek gdzie nic nie wzeszło później przesypałam do skrzynek balkonowych, do których trafiły młode pelaśki. Na początku sierpnia zauważyłam że w jednej z nich coś wzeszło, ale że nie przeszkadzało to moim pelasiom, więc pozwoliłam roslince sobie rosnąć. Jak wyszedł trzeci listek wiedziałam już że obudził się jakiś śpioch – arbuz.




